Ostatnio postanowiłem zrobić naturalną czatownię, z której będę korzystał w sezonie jesienno- zimowym, podczas pobytów na Kaszubach. Pierwszym celem czatowni są kruki.
Jako miejsce na czatownię wybrałem skraj bardzo dużego pola znajdującego się w środku lasu, daleko od dróg i zabudowań, dodatkowo miejsce, które sobie upatrzyłem znajdowało się w najwyższym punkcie na obwodzie pola.

Z założenia do budowy czatowni miałem używać tylko elementów z najbliższego otoczenia, dlatego też za miejsce wybrałem zagłębienie w terenie znajdujące się pomiędzy młodą sosną a starym i porośniętym mchem pniem przewalonego drzewa. Takie warunki pozwoliły mi na zminimalizowanie potrzebnych materiałów i pracy potrzebnej do zbudowania czatowni- szałasu.

Budowanie czatowni trwało niewiele ponad godzinę, na początku wykorzystując zagłębienie, drzewo i pień zrobiłem ze znalezionych nieopodal grubszych gałęzi stelaż oraz szparę na obiektyw od strony pola, później używając najpierw wyschniętych gałęzi świerkowych a następnie ściętych świeżych gałęzi przykryłem konstrukcję.

Tak wygląda front czatowni ze szparą na obiektyw:

Na koniec wyłożyłem podłoże drobnymi gałązkami świerkowymi. Ścinając gałęzie świerkowe należy odcinać po 2-3 gałęzie z kilku drzew a nie ogołacać drzewa dokumentnie.

Po zbudowaniu szałasu znalazłem dużą rozgałęzioną gałąź i wbiłem ją w ziemię jakież 8- 10 m. od czatowni.

Na gałęzi pozatykałem skrawki mięsa, mające przyzwyczaić ptaki do miejsca.

Po kilku godzinach gdy przyszedłem sprawdzić, mięsa już nie było, założyłem kolejne przynęty a u podstawy położyłem kość ze skrawkami mięsa.

Następnego dnia rano po sporej kości nie było już śladu, tym bardziej po skrawkach mięsa. Założyłem nowe przynęty.

Trzeciego dnia przyszedłem do czatowni jeszcze przed świtem, na gałąź założyłem skrawki mięsa, rozłożyłem karimatę i cały czas trzymając aparat czekałem… wreszcie zaczęło świtać a ze świtaniem pojawiły się przeróżne odgłosy dookoła mnie, z początku nie miałem pojęcia co to. W pewnym momencie zobaczyłem 2 metry nad sobą sylwetkę ptaka- to była sójka, najpierw jedna, potem dwie w końcu koło sześciu. Sójki na zmianę zaczęły kursować między drzewem, pod którym leżałem a gałęzią z mięsem, ja pozostałem niezauważony.

Niestety w pewnym momencie na gałęzi usiadły aż 3 ptaki i okazało się, że jest ona za słabo wbita w ziemię- przewaliła się. I to niestety popsuło moje polowanie na kruki. Nie mogłem wyjść z ukrycia aby poprawić gałąź, a w oddali było słychać nadlatujące kruki.

Przez kolejne pół godziny kruki krążyły w najbliższej okolicy pola by wreszcie, zbliżyć się do mnie. Przyleciały trzy sztuki usiadły na gałęziach nade mną i zaczęły niesamowicie donośnie krukać!

Co za niesamowity i przyprawiający o dreszcze dźwięk! Kruk! Kruk! 
Niestety kruki tylko chwilę posiedziały na gałęziach ponad moją głową (ten najbliżej był 3-4 metry nade mną) Ja nie mogłem zrobić zdjęcia w górę bo zmieniając pozycję spłoszyłbym ptaki. Po chwili kruki zamiast wylądować przy mięsie ze wspaniałym łopotem wielkich skrzydeł wzbiły się w powietrze i odleciały, może jakby gałąź nie była przewalona ptaki skusiły by się i któryś z nich podleciał by do mięsa…

Potem przyleciały jeszcze raz sójki a kruki odzywały się tylko z oddali.

Mam nadzieję, że kolejna zasiadka będzie bardziej owocna jeśli chodzi o zdjęcia. Natomiast sam fakt przylotu kruków uważam za bardzo fajne przeżycie.